Bangkok. Punkt startowy prawie każdej wycieczki do Tajlandii. Chwilę po tym jak otworzyły się drzwi samolotu poczułam to, o czym tak dużo czytałam i słyszałam. Wilgotność powietrza rzędu 80%, może więcej. Jako osobnik dotychczas podróżujący prawie wyłącznie po Europie nie byłam sobie w stanie wyobrazić tego wcześniej. Później się okazało, że moja wyobraźnia była naprawdę uboga.
Tylko chwila na terminalu lotniska przyniosła ulgę. Tajlandia wizę dla Polaków zniosła w sierpniu 2011, więc formalności przy wjeździe były minimalne. Wszyscy przy wysiadaniu z samolotu dostali dokumencik do wypełnienia. Lot przylotu, lot wylotu, adres zamieszkania na miejscu. Adres? A to dobre. Przecież jedyne co wiem to kiedy przylatuję, kiedy wylatuję i gdzie spędzę święta. Nie mam pojęcia jaki jest mój adres. Na szczęście niektórzy byli lepiej przygotowani. Spisałam adres hotelu od znajomych poznanych w samolocie. Uff. Jeszcze tylko zdjęcie i mogę witać ten piękny kraj.
O transporcie trochę czytałam, ale jakoś nie dotarłam do informacji na temat tego jak dotrzeć z lotniska do centrum miasta, umknęło. Wcześniej jednak miałam się spotkać z Anetą. Czeszką, poznaną na forum Couchsurfing’u, która po miesiącu podróży po Indiach postanowiła dołączyć do mnie i zwiedzić Tajlandię. Plany mniej więcej ustaliłyśmy wspólnie jeszcze przed jej wyjazdem, reszta miała wyjść w praniu. Po wielu godzinach podróży chwilowo obie byłyśmy padnięte i jedyne na co miałyśmy ochotę to znaleźć miejsce do spania. A dokładniej zdobyć tajski numer telefonu, zadzwonić do innej dziewczyny z Couchsurfing’u, która miała się nami zająć, pojechać i odpocząć. Razem z dziewczynami poznanymi w samolocie poszłyśmy na BTS, czyli szybką koleją nadziemną. To jeden z droższych środków transportu w Bangkoku, nie licząc taksówki, ale za to daje możliwość szybkiego i komfortowego dostania się do miasta. Właściwie, jak się okazało później, kolejki są dwie. Jedna, szybsza i klimatyzowana, droższa i dla turystów, i druga, trochę wolniejsza, mniej klimatyzowana, i dwa razy tańsza. My na razie byłyśmy turystkami. Wysiadłyśmy na ostatniej stacji. Aby dostać się w okolice Khao San Road, najbardziej turystycznej ulicy w Bangkoku, gdzie planowałyśmy znaleźć tani nocleg, gdyby nie wypalił Couchsurfing, trzeba się było dostać taksówką. Najpierw postanowiłyśmy zadzwonić. W zasięgu wzroku pojawiło się coś na kształt centrum handlowego, co później okazało się bardziej biurowcem z jakimiś punktami handlowymi. Kart SIM brak. Na szczęście szybko okazało się, że w najbardziej popularnej w Tajlandii siedzi sklepów 7eleven, które są niemal wszędzie, można dostać i karty SIM. Ekspedientka pomogła aktywować i doładować kartę, a my zadzwoniłyśmy do naszej hostki (czyli dziewczyny, która miała nas przyjąć). Bez odpowiedzi. Po kilku próbach się poddałyśmy. Postanowiłyśmy jechać do centrum. Nie mając pojęcia jaki autobus wybrać i bez tuk-tuków w zasięgu wzroku (wtedy wydawało nam się, że powinna to być tańsza opcja niż taksówka) postawiłyśmy na transport samochodowy. Z taksówkami w Bangkoku nie ma problemu. Wystarczy zasygnalizować i za chwilę jakaś się zatrzyma. Nie trzeba długo czekać, ponieważ taksówek, przynajmniej w bardziej ruchliwych częściach miasta, jest mnóstwo. Że nie zawsze tak jest przekonamy się dopiero wiele dni później.
Dojechałyśmy. Za równowartość około 10 zł przebijałyśmy się przez miasto około pół godziny. Na Khao San wstąpiłyśmy do pierwszego Guest House’u, jaki rzucił nam się w oczy. Małe buddyjskie ołtarzyki przed wejściem, kawiarenka internetowa w środku i „nasz” przyszły pokój – całkiem niezła dwójka z łazienką i wiatrakiem. Klimatyzatorów unikałyśmy. Przede wszystkim zależało nam na cenie. Ale nie tylko. Klimatyzator sprawia, że jest zimno. Sprawia też, że po wyjściu doznajemy szoku termicznego. Moim zdaniem wiatrak całkowicie spełnia swoje zadanie – zarówno w Bangkoku jak i dżungli. Czasem można go nawet wyłączyć na noc.
Spodobał Ci się ten post i chcesz dowiedzieć się więcej o Bangkoku? Czytaj dalej: http://www.ruszwpodroz.pl//2013/01/07/bangkok-pierwsze-wrazenia oraz http://www.ruszwpodroz.pl//2013/01/11/w-kolorze-krola/
Znalazłeś w tym artykule przydatne informację? A może czegoś Ci w nim zabrakło? Zostaw komentarz, Twoja opinia pomoże mi lepiej dostosować i rozwijać artykuły zawarte na blogu.
Chcesz na bieżąco wiedzieć co się ciekawego dzieje? Dołącz do fanów bloga na facebook’u