Jadąc do innego kraju, zwłaszcza do innej strefy klimatycznej, nasz organizm jest narażony na atak ze strony bakterii zupełnie innych niż te, do których jest przyzwyczajony na co dzień. Bo w naszym organiźmie żyje całkiem komfortowo miliony bakterii. Problem w podróży pojawia się często w momencie, w którym te bakterie nie są „nasze”, a nasz organizm nie potrafi sam z nimi walczyć.
[UWAGA: Nie jestem lekarzem. Wszelkie informacje pochodzą z mojego własnego doświadczenia i nie są informacją medyczną. Przed użyciem jakichkolwiek leków należy skontaktować się z lekarzem lub farmaceutą. Nie ponoszę odpowiedzialności za zastosowanie zawartych tutaj rad.]
Co ja właściwie wiem?
W każdym z odwiedzonych 8 krajów Azji, w Tunezji, Europie Południowej, Wschodniej i Zachodniej, Stanach Zjednoczonych, jem tak, jak jedzą lokalsi. Raczej nie spotkacie mnie w McDonaldzie, Pizza Hut (choć akurat na Sri Lance zatrułam się właśnie w tej restauracji) czy w Starbucksie. Cenię jedzenie uliczne, lokalne przysmaki, możliwość spróbowania tego, co jedzą mieszkańcy danego kraju. Do tego wbrew zaleceniom lekarzy myję zęby wodą z kranu (zazwyczaj celowo, w Indiach najzwyczajniej w świecie przypominałam sobie o tym po umyciu zębów), czasem tą wodę z kranu piję (choć to już raczej w Europie, Japonii i Ameryce Północnej). I licząc wszystkie moje podróże na serio zatruta byłam raz. Po wizycie w dość drogiej restauracji indyjskiej w Bangkoku. Owszem, jakieś tam drobne problemy żołądkowe się zdarzały, ale te zdarzają mi się też regularnie w domu. A więc raz jeden jedyny. Poważnie. Niewiele jak na w sumie kilka miesięcy spędzonych w miejscach potencjalnie dla żołądka niebezpiecznych.
Regularnie za to zaliczam jakieś lekkie przeziębieie, ewentualnie na dwa dni tracę głos (co nie zdarza mi się w domu), przewracam się na skuterze, rozwalam sobie nogę spadając z wodospadu. Na to też mam swoje sposoby.
Co robię, żeby ustrzec się problemów zdrowotnych w podróży?
Przede wszystkim trzeba znać swój organizm. Ja wiem, że w zasadzie nie choruję, więc nie potrzebuję zapasu antybiotyków i silnych leków na grypę i przeziębienie. W razie drobnych problemów korzystam z lokalnych specyfików. A te, zwłaszcza w Azji Południowo-Wschodniej, uważam za genialne. Kaszel? Dwa dni i z głowy. Katar? Następnego dnia nie ma po nim śladu. (Nie, nie wiem jak oni klinicznie testowali te leki ;))
Wiem z kolei, że zdarzają mi się problemy żołądkowe. Tak w standardzie. W Europie średnio co dwa – trzy tygodnie coś tam mi jest. Nic poważnego, kilka wizyt w WC, jedna tabletka i jest spoko. Ale dzięki temu też wiem, że jak podobna sytuacja się zdarzy w podróży to nie jest to nic nadzwyczajnego.
Często boli mnie głowa. Wszędzie więc jeżdżę z zapasem leków przeciwbólowych. Bo nigdy nie wiadomo gdzie się będzie, a jak mocno boli głowa to nie chcę czekać całego dnia na „ratunek” w postaci apteki i marnować czasu w podróży. Te leki biorę więc ze sobą.
Są jeszcze leki specjalne. Można wziąć coś na malarię lub na inne choroby specyficzne dla regionu, do którego się udajemy. Ja tego nigdy nie praktykowałam, chodziłam po dżungli bez malarone, patrząc jak inni walczą ze skutkami ubocznymi. Co nie zmienia faktu, że jest to ryzykowne i każdy powinien tą decyzję podjąć na własną rękę.
W swojej apteczce wożę…
Węgiel aktywny. Prawdopodobnie najlepsze rozwiązanie nie tylko dla podróżujących. Węgiel aktywnie związuje substancje szkodliwe w organiźmie i je wydala, a jego składniki nie wchłaniają się do organizmu. Poza ochroną przed substancjami trującymi, wstrzymuje również biegunkę. W razie problemów biorę jedną – dwie tabletki. Powtarzam po min. 4h jeżeli problem nie ustępuje.
Nifuroksazyd. Kiedyś wyłącznie na receptę, teraz mniejszą dawkę można dostać w aptece bez wizyty u lekarza. Silny lek antybakteryjny. Jeżeli czuję, że coś jest nie tak, biorę na wszelki wypadek jedną tabletkę. Zazwyczaj na tym wszystko się kończy. Usłyszałam kiedyś historię dwóch dziewczyn podróżujących po Afryce. Przebywały cały czas razem, jadły w tych samych miejscach. Po jednym z posiłków jedna z nich poczuła coś w żołądku i wzięła dwie tabletki Nifuroksazydu. Druga z nich nie, spędziła dwa tygodnie w lokalnym szpitalu. Pierwszej nic nie było. Gwarancji oczywiście nie ma, ale mi zdarza się go wziąć „na wszelki wypadek”.
Leki przeciwbólowe. Zazwyczaj jedne z paracetamolem (który przydaje się również na wypadek choroby) i jedne z ibuprofenem (przydatne również podczas okresu). Działania chyba wyjaśniać nie trzeba.
Witamina B. Przydatna podczas, a właściwie przed, wyjazdem w tropiki. Regularne jej spożywanie dłuższy czas przed wyjazdem powoduje, że skóra wydziela zapach (niewyczuwalny przez człowieka), który odstrasza komary. Podobne działanie ma ponoć piwo ;)
Tabletki na chorobę lokomocyjną. Używam Cocculine. Trzeba brać je co godzinę i są bardzo delikatne, ale działają i nie przymulają. W Azji odkryłam kiedyś żółte tabletki. Nie pamiętam zupełnie jak się nazywają, wystarczy, że w aptece się powie o żółtych tabletkach na chorobę lokomocyjną. Działają cuda. Na statku– zwłaszcza w zamkniętym pomieszczeniu, jak jest fala, zazwyczaj mam chorobę morską. Nie super mocną, ale dającą się we znaki. Kiedyś wracałam z Koh Tao na ląd. Fala sięgała 6m, większość promów w ogóle przez kilka dni nie odpływało. Wzięłam żółtą tabletkę, którą też dałam dwóm sąsiadującym ze mną osobą. Z całego promu spała tylko nasza trójka. Do reszty co chwilę biegała obsługa z wiaderkami, niektórych można było spotkać na pomoście. Minusem żółtych tabletek jest to, że ekstremalnie usypiają.
I jest jeszcze imbir. Taki w proszku, który stosować można jako przyprawę. Wystarczy zjeść łyżeczkę z godzinkę przed drogą i popić dużą ilością wody. Smaczne to nie jest, ale działa. I jest naturalne i zdrowe. Tego triku nauczyła mnie Emi z bloga Emi w drodze. Dzięki! :)
Woda utleniona w sprayu. Występuje też w zwykłych buteleczkach i w żelu. Ale to spray moim zdaniem jest najbardziej efektywny. Nie trzeba dotykać ani żelu ani rany, a w dodatku bez problemu wszędzie dojdzie, nawet jak miejsce zranienia nie do końca temu odpowiada i zwykły płyn mógłby spłynąć. Małe opakowanie idealnie się sprawdzi, gdy się zranimy, a nie mamy dostępu do wody, mydła lub innych środków odkażających. Do tego plastry, bandaże i tym podobne.
Malarone lub inne tabletki na malarię. Osobiście nie posiadam. Są kosmicznie drogie (około 200zł za 12 tabletek) i mają duże skutki uboczne. A trzeba je brać co najmniej tydzień przed pobytem na terenie malarycznym, w trakcie i tydzień po. Jakiś miesiąc trucia organizmu. Lepiej kupić dawkę bojową. Kilka tabletek, które będą w naszej apteczce na wszelki wypadek, jeżeli zauważymy objawy i będziemy musieli dotrzymać do wizyty u lekarza. Informacji na ten temat najlepiej szukać na forach, wśród tych, którzy taką strategię stosowali. W wielu krajach większym problemem jest zresztą denga, na którą z kolei nie ma ani szczepienia ani lekastwa.
Na miejscu zdarza mi się kupować…
Tabletki na przeziębienie i antybiotyki. Antybiotyki mają to do siebie, że działają na okretne bakterie (i tylko bakterie) i powinny być przypisane przez lekarza. Zakupienie antybiotyku „na zapas” może co najwyżej skutkować tym, że będziemy mieli szczęście i trafimy na odpowiednią bakterię. Tyle, że na drugim końcu świata bakterie też są inne. Pomijając już to, że antybiotyki zazwyczaj powinny być trzymane w niskich lub pokojowych temperaturach. W plecaku w tropikach stają się bezużyteczne.
Poza antybiotykami (które brałam tylko przy okazji upadku z wodospadu i załatwienia sobie nogi na trzy miesiące) zdarzało mi się kupować leki na kaszel (ustępował po 2 dniach, nie 2 tygodniach jak u nas), katar, chrypę, i tym podobne. Poza tabletkami w Japonii, które – mimo konsultacji z lekarzem – zupełnie się nie sprawdziły, te w innych częściach świata działały doskonale.
A Wy jakie leki zabieracie ze sobą w podróż? Szczepicie się? Przygotowujecie apteczkę czy liczycie na apteki i lekarza na miejscu?
[UWAGA: Nie jestem lekarzem. Wszelkie informacje pochodzą z mojego własnego doświadczenia i nie są informacją medyczną. Przed użyciem jakichkolwiek leków należy skontaktować się z lekarzem lub farmaceutą. Nie ponoszę odpowiedzialności za zastosowanie zawartych tutaj rad.]