Choć w mniejszych katalońskich miejscowościach z wegańskim, a nawet wegetariańskim, jedzeniem był problem to Barcelona okazała się w tym kontekście rajem. Szukałam online, chodziłam i próbowałam. I znalazłam kilka prawdziwych perełek, w których spróbujecie nie tylko tradycyjnych katalońskich i hiszpańskich pyszności w wersji wegańskiej, ale też poznacie nowe smaki. Zapraszam Was na spacer po wegańskiej Barcelonie.
Po kolei – dlaczego znalezienie dobrej wege restauracji jest tak ważne
Nie będąc wegetarianką nie przykładałam dużej uwagi do tego gdzie jem. Unikałam fastfoodów, szukałam lokalnych smaków, ale rzadko przeszukiwałam Internet, aby znaleźć polecane restauracje. W każdym menu znalazłam coś dla siebie, nie byłam szczególnie wybredna i lubiłam eksperymentować. Po zrezygnowaniu z jedzenia mięsa zaczęło być pod górkę. Najczęściej spotykanym daniem wegetariańskim okazał się makaron. Makaron z pesto czy z sosem pomidorowym, czasami risotto. Tyle, że aby zjeść zwykły makaron, nie muszę iść do restauracji. Za risotto z niezrozumiałego dla mnie powodu nie przepadam. Często więc wizyta w restauracji kończyła się sałatką i pięciominutowym tłumaczeniem kelnerce, że nie, wcale nie chcę tego kurczaka w sałatce i nie, nie muszą mi go wymieniać na wołowinę. Czasami niszczyłam światopogląd pracowników oznajmiając, że ryba to też mięso. Bo przecież nie roślina.
Schody stały się jeszcze bardziej strome, gdy z wegetarianizmu zaczęłam przerzucać się na weganizm. Tranzycja nie dokonała się jeszcze w 100% właśnie ze względu na podróże, ale – po wykluczeniu niemal wszystkich produktów odzwierzęcych w domu – zaczęłam ich też unikać poza nim. Tyle, że znalezienie w knajpie czegoś co jest wegańskie graniczyło z cudem. Bo przecież już nawet wegetariańskie było wyzwaniem. I tak zaczęłam przykładać większą uwagę do tego gdzie jeść w odwiedzanym przeze mnie miejscu. A Barcelona okazała się dla mnie rajem.
Po kilku dniach w Katalonii swój kulinarny nastrój mogłam ocenić od euforii przez zadowolenie po załamanie. Po świetnym starcie w B-12 w Gironie zaczęły się schody. Czy to w mniejszych miejscowościach czy też w Andorze nie było nic, a co gorsza to nic było czynne dopiero po 20:30. Dlatego, gdy tylko dotarłam do Barcelony, rozpoczęłam research. Udany i smakowity. Zapraszam Was więc na wycieczkę po wegańskiej Barcelonie. Nie tylko dla wegan, bo smaki, które odnalazłam pokochają nawet najbardziej zapaleni mięsożercy ;)
Teresa Carles – bezsprzeczny numer jeden
Teresa Carles to historia aż 37 lat wegetariańskiej kuchni w Barcelonie. Skusiły mnie znalezione opinie i strona, a jedzenie sprawiło, że odwiedziłam ją trzykrotnie. Obecnie Teresa prowadzi trzy restauracje – dwie wegetariańsko – wegańskie i jedną flex.
Teresa Carles – Carrer de Jovellanos 2 niedaleko Plaça de Catalunya
Już przy drzwiach wita nas widok kolorowych świeżych warzyw apetycznie ustawionych na ladzie. Stoliki zaczynają zapełniać się chwilę po 12 i w godzinach lunchu warto pokusić się o rezerwację (choć mi udało się i bez niej). W menu figurują dania wegetariańskie i wegańskie. Składniki są odpowiednio oznaczone, produkty ekologiczne. Zakochałam się we wszystkim co mi tam zaserwowano – sałatce Teresa Goes to Tokyo, Salmon Tofu i odrobinę mniej w deserze Mille-Feuille. Na kolejną wizytę w Barcelonie czeka kilka apetycznie wyglądających sałatek, zup, makaronów a także specjalności takich jak ciasto oberżynowe, czarny ryż czy wegański strogonov.
Są też rewelacyjne soki, a sama Teresa stworzyła z nich osobną markę. Soki mają swoją kartę menu i zachęcają składnikami i połączeniami, o których nawet bym nie pomyślała. Przychodzą niezmieszane, zachęcając tęczą i na dobrą sprawę mogłyby stanowić alternatywę do śniadania, lunchu i kolacji.
Teresa’s – Argenteria 31 niedaleko przystanku metra Jaume I
Bardziej bistro niż restauracja. Kilka barowych stolików, a w menu – poza sokami – głównie szybkie dania. Na pierwszy rzut oka – wege fastood, ale nic bardziej mylnego. Ponieważ nie miałam ochoty na burgery, tosty ani sałatki, zdecydowałam się na… tacosy. Jakie było moje zdziwienie, gdy zamiast tacosów zobaczyłam uformowaną w ich kształt sałatę lodową. W pierwszej chwili – rozczarowanie. W drugiej wgryzłam się w kompozycję i nie mogłam się odgryźć. Szukam przepisu. Takie tacosy mogłabym jeść bez przerwy.
Bar Celoneta Sangria Bar – genialne TAPAS i wegańska sangria
Chyba jedynym minusem tego położonego przy Calle Sevilla 70 baru jest jego okolica (w godzinach wieczorno – nocnych). Położony niby w centrum, niby w jednej z popolarniejszych turystcznych dzielnic, zaraz przy plaży, a jednak jakoś tak nieswojo. Po drodze mijam złodziei rowerów i 15 minut spędzam na słuchawce z policjantami, którzy i tak nic nie zrobią. Wchodzę w wąskie uliczki, mijam tłum zgromadzony na jakiejś imprezie i w końcu docieram do Bar Celoneta.
W menu duży wybór wegańskich tapas, wegeburgery, pieczone katalońskie patatas bravas, raw spaghetti i przede wszystkim ogromny wybór sangrii. Zamawiam trzy różne tapasy i popijam kolorowym płynem – mieszanką wina, likierów i sporej ilości owoców. Smak (i procenty) sprawiają, że schodzi ze mnie zdenerwowanie i znowu kocham Barcelonę. Wszystko smakowało mi w 100% i żałowałam, że w żołądku nie starczyło miejsca na więcej.

Szaszłyk z tempeh z bakłażanem i suszonymi pomidorami w karmelizowanej cebulce z sezamem. Bar Celoneta.
Green & Berry
Green & Berry to kolejne miejsce, w którym można napić się doskonałych soków. Ale miejsce to, znalezione przypadkiem, gdy okazało się, że inna polecana restauracja już nie istnieje, zwróciło moją uwagę przede wszystkim dużym wyborem wegańskich słodyczy i ilością herbat, której nie powstydziłaby się niejedna herbarciarnia. Zamówiłam (lekko zbyt oleiste) spaghetti z cukinii i burgera podawanego z frytkami z batatów. I choć moje kubeczki smakowe nie eksplodowały to spędziłam tam zdecydowanie przyjemną godzinę. Bo obsługa była niezwykle przyjazna, bo wszystko wyglądało na bardzo świeże, i też dlatego, że lubię takie odkrycia. Niestety po wypiciu soku nie starczyło już miejsca na deser, ale chętnie wróciłabym tam jeszcze raz.
Zuum – nie tylko soki – na spacer po parku Guell
Zuum odkryłam przypadkiem. Podążając w kierunku Parku Guell rozglądałam się za czym na śniadanie. Znalazłam je na Baixada de la Gloria – stromej uliczce, po której schodami ruchomymi można dojechać do parku. W menu króluje ogromny wybór soków – warzywne, owocowe, detox, relax i wszystkie inne o których możemy zamarzyć. A żeby tego było mało to można wspomóc je spiruliną, melisą, kurkumą, tabasco czy ziołami. Na trochę większych głodomorów czekają pyszne, świeżutkie wrapy i kanapki. Można też skusić się na opcję piknikową, która wychodzi odrobinę taniej niż pojedyncze produkty.
Biocenter – kolacja bez wyrazu
Znajdujące się tuż przy Les Ramblas Biocenter (Pintor Fortuny, 25) jest jedną z dłużej działających i bardziej polecanych wegetariańskich miejsc w Barcelonie. Jest w niej sporo miejsca, sporo ludzi, można też trafić na zorganizowane spotkania. Trzeba nastawić się na trochę dłuższy czas oczekiwania (podczas mojej wizyty była tam akurat zorganizowana impreza, ale dwie kelnerki przez dobre pięć minut zajmowały się rozmową bez pokazania mi stolika). Może źle trafiłam a może to po prostu nie moje smaki, ale wybierając sałatkę (z przesadzoną ilością cebuli) i krokiety wyszłam rozczarowana i jednym pozytywnym odkryciem – cydru z dzikiego bzu – „soczek”, który mogłabym zabierać ze sobą na każdą imprezę. Ciężko było natomiast dowiedzieć się co jest wegańskie a co wegetariańskie, ponieważ w menu brakowało oznaczeń. Jeszcze ciężej było zweryfikować alkohole. Raczej już tam nie wrócę.
Cat Bar – bardziej bar niż burgery
Cat Bar (Carrer de la Bòria, 17) to pierwsze wegańskie miejsce odwiedzone w Barcelonie. Było późno, ja po całym dniu na konferencji. Zależało mi na czymś szybkim. A że wegańskie burgery, w wersji głównie z Krowarzywa, kocham, to gdzie nie jestem – takowych próbuję. W Cat Bar zachwyciła mnie atmosfera, luźny wystrój z kotami wymalowanymi na ścianach (żywych ponoć tam nie ma) i wybór piw beczkowych, ale sam burger rozczarował. Zabrakło jakiegoś sosu i okazało się, że i hemp burger nie stanie się moim ulubionym. Ale na plus jest zdecydowanie wybór burgerów, bo takich miksów jeszcze w Polsce nie widziałam.
Gelaaati di Marco – pyszne „domowe” lody na deser
Lodziarnia di Marco (Carrer de la Llibreteria, 7) nie jest w 100% wegańska, ale można znaleźć tam kilka przepysznych vege opcji. Zaplecze wygląda tak jakby lody były robione na miejscu, a smak zdecydowanie to potwierdza. Genialna opcja dla wegetarian, dobra (ze względu na mniejszy wybór) dla wegan. Wszystkie smaki są odpowiednio oznaczone – np. bio, vegan, joghurt, nie trzeba więc o wszystko pytać obsługi. A co najlepsze – smaków można spróbować jeszcze przed ich zakupem.
A jeżeli planujecie wizytę również w Tossa del Mar to koniecznie zjedzcie w….
Bar Lluis – najlepsza paella jaką jadłam
Mijając Bar Lluis na ulicy zapewne bym do niego nie weszła. Wyglądający z zewnątrz jak zwykły fastfood prawdziwą perełkę kryje w swoich wnętrzach. Restaurację (bo barem to on zdecydowanie nie jest) znalazłam dzięki poleceniu na anglojęzycznym blogu. Weszłam i się zakochałam – ściany wyłożone ceramicznymi płytkami, wystrój trochę jak z dawnej restauracji, a do tego obsługa, jakiej w wielu miejscach ze świecą szukać. Po angielsku mówiła tylko jedna pani, ale uśmiech nie schodził z twarzy całej ekipy. Paella, choć wg menu zamówić można od dwóch osób, wylądowała na moim stole w wersji dla singli, poprzedzona pysznymi – i poleconymi przez panią kelnerkę – grillowanymi szparagami. Wykańczając paellę zmuszałam się do zjedzenia kolejnych kęsów, bo takich pyszności żal było zostawić.
Bar Lluis nie jest ani wegański ani wegetariański. Ale wegetariańska paella (którą można również zamówić w wersji wegańskiej) warta jest tych odwiedzin. Zwłaszcza, że w większości miejsc to danie występuje wyłącznie z owocami morza lub innym mięsem.
Polecacie jakieś wege miejsca w Barcelonie lub okolicach? A może czegoś trzeba unikać? Podzielcie się swoimi opiniami w komentarzu :)