Jeżeli podróżujesz po to, aby doświadczać i poznawać to zapewne zgodzisz się, że kuchnia jest jednym z naistotniejszych elementów kultury i wskazówek na temat kraju, w którym się znajdujemy. I zapewne większość z nas zna makarony, pizzę, BBQ, tapas czy sushi i nie będzie miało większych problemów z ich skosztowaniem. Kuchnia ma jednak jeszcze inny wymiar. Dziwny, niezrozumiały i niemal zrośnięty z miejscową kulturą. A ta ukrywa dania, na widok których niejeden z nas by się wzdrygnął. I tak jak kilka lat temu należałam do tych nieustraszonych, próbujących niemal wszystkiego, o tyle – od kiedy zostałam wegetarianką – sama nie mogę uwierzyć, że o tym piszę. Pozwolilam więc wypowiedzieć się innym. Zapraszam na przegląd najdziwniejszych potraw świata. Smacznego!
Injera
Indżera wygląda dość normalnie. Powstaje z mąki zmieszanej z wodą, którą odstawia się najpierw na parę dni aby sfermentowała. Dlatego właśnie ciasto ma lekko kwaskowaty smak. Wylewa się je później na blachę umieszczoną nad paleniskiem albo umieszcza w piekarniku elektrycznym. I właśnie ten duży, gumowaty i kwaśny placek, prosto z Etiopii, dostarczył nam Marcin Korzonek.
Jagnięce penisy
Choć brzmi okropnie to Maciek Szarski, z bloga Przez Kontynenty, nie wygląda na zniesmaczonego ;) Oddaję mu więc głos.
Nabite na patyki po trzy sztuki. Jedliśmy je w Chinach, choć za żadne skabry nie mogę sobie przypomnieć, gdzie dokładnie. Jak widać, rozmiarem nie powalają :) W smaku bez rewelacji, takie dość twarde i gumowe mięso.
Pijane krewetki
Najdziwniejszą potrawą jaką jadła Veronika z Travelgeekery były właśnie krewetki. A dokładniej pijane krewetki.
W Chinach zjada się je na spotkaniach, ślubach, podczas służbowych kolacji i wszędzie tam, gdzie chcemy zaimponować zaproszonym gościom, również zagranicznym. I tak spróbowałam tej specjalności dwukrotnie, dzięki lokalnej przyjaciółce. W zasadzie żywą krewetkę macza się w bardzo mocnym likierze, a następnie sosie, który różni się między regionami. Kiedy danie przynoszone jest do stołu, krewetki nadal się ruszają. Chińczycy, którzy nie mają litości, zjadają je, gdy te jeszcze się ruszają. Powszechne jest jednak czekanie, aż krewetki przestaną się ruszać, po tym jak zostaną sparaliżowane alkoholem i sosem. Jeśli serwowane są małe krewetki rzeczne, wkładasz je całe do ust i przeżuwasz. Są całiem smaczne i nie wyczuwa się w nich dziwnego smaku. Jedynym problemem mogą być antenki, które wywołują dziwne uczucie przy połykaniu. Osobiście wolę tą wersję bardziej niż drugą, którą miałam okazję spróbować: dużych krewetek!
Duże krewetki mają około 5 cm długości i w tym przypadku nie połykasz ich w całości. Odgryzasz tylko ich odwłok. Dziwne uczucie, gdy ma się świadomość, że ta krewetka nadal żyje i jest tylko odurzona. Duże krewetki są jednak zazwyczaj wcześniej podgotowane lub trzymane przez dłuższy czas w likierze.
Barani mózg i oko
Barani i mózg, jak mówi Karol z Kołem się Toczy, spróbować można w Kirgistanie. Baranie oczy je się tylko na specjalne okazje, są one bowiem m.in. wyrazem szacunku, uczczenia nowej znajomości, a także zacieśnienia więzi.
Casu Marzu, czyli żywy ser
Surströmming, czyli wybuchające śledzie
Byłem mocno uprzedzony do „oryginalnego” czytaj śmierdzącego zapachu i dziwnego smaku. Faktycznie nie da się tego opisać, ani opowiedzieć. Próbowałem i opisać i pokazać na filmiku, lecz wg mnei każdy musi doświadczyć tego sam, aby móc sobie wyrobić własne zdanie. Jedno jest pewne – rarytasem bym tego nie nazwał.
Zupa z krwi wieprzowej
Pouteria caimito
SkorpionY
Świnka morska
Mopani worm
SPAGHETTI AL NERO DI SEPPIA
Smażony wąż
Tako senbei
Chuno
Małe, zgrabne ziemniaczki wykłada się na andyjskie słońce. I tak się grzeją. A potem zostawia się je na noc, by kiedy przyjdzie górski przymrozek – one również mogły się zmrozić. I tak w kółko, aż ziemniak jest całkowicie odwodniony i zrobi się czarny. Pewnie spytacie jak smakuje? Nie chciałbym podpadać fanom tej potrawy (a wiem, że tacy istnieją), ale w mojej opinii chuno smakuje jak popsuty ziemniak. I jak mówi Szymon Podróżnik, nie chciałby tego powtórzyć, nawet w Andach, skąd pochodzi ta nietypowa potrawa.
Gąsiennice Mopane
Przepękla ogórkowata
Hakarl – zgniły rekin
Stuletnie jajka
Szaszłyk z krokodyla
Jagnięca głowa
Rabo de Vaca
Sperma tuńczyka
Balut
Bijące serce węża
(ostrzegam, filmu do końca nie obejrzałam)
Z wężowych „przysmaków” słynie wioska Le Mat w okolicy Hanoi. W restauracji wybierają żywego węża, zabijają go, a następnie podają jeszcze bijące serce zalane wódką do spożycia. Z pozostałych części węża szykują różne przekąski i dania – zupę, sajgonki z wężowym mięsem, smażoną skórę węża. Natalia z Tasteaway zapewnia, że jest to specyficzne przeżycie, ale są w Wietnamie smaczniejsze potrawy niż wąż.
Kaleskes
Kaleskes to termin określający jelita. Na filipińskich straganach Pigar-Pigar danie to jest dość popularne, choć jak mówi pochodząca z Filipin Micaela pisząca bloga Senyorita, nie jest to coś, co każdy Filipińczyk potrafi strawić. Danie tu, poza jelitami, zawiera również fragmenty trzustki i kawałki mięsa. Jako dodatek można wybrać krew (!) lub sebum. Danie pochodzi podobno z Herrero-Perez w mieście Dagupan i to właśnie tam można znaleźć najwięcej sprzedawców serwujących kaleskes.
Chapulines
Jak pisze Tomek z Po Prostu Podróż, chapulines to coś jak koniki polne czy inne świerszcze. Smażone na oleju, posypane ostrą papryką, do kupienia na dowolnym meksykańskim zocalo. Ot, taka przekąska, jak chipsy. Pyszne! I chyba zdrowsze od chipsów. Jadłem je w Meksyku, na targu w Oaxaca.
Azjatyckie przekąski, kontynuacja
Trudno jest krótko opisać nietypowe przekąski, które oferują azjatyckie stragany. Świetnie ubrała to w słowa Ania z bloga Born2Travel.
Ogólnie na ulicach w Hong Kongu było mnóstwo dziwnych rzeczy do jedzenia (np. suszone jaszczurki), ale akurat takich dziwactw nie jedliśmy.
Bangkok, Tajlandia. Na ulicy Khaosan młoda Tajka sprzedawała „przekąski” w postaci suszonego robactwa i żab (dzień wcześniej widzieliśmy tam również skorpiony, których niestety nie spróbowaliśmy). Po odpowiednim znieczuleniu alkoholem zabraliśmy się do degustacji – zaserwowano nam larwę, czarnego żuczka i ogromnego świerszcza, z posypką i jakimś dziwnym sosem z pojemnika ze spryskiwaczem. Trochę to wszystko smakowało jak karma dla psów… ;)
Hong Kong, Chiny. Na zatłoczonych ulicach Hong Kongu na każdym kroku można natknąć się na bary i małe stoiska z jedzeniem. Na targowiskach ludzie kupowali do jedzenia żaby, suszone jaszczurki i dziwne morskie stworzenia, jednak my nie mieliśmy już na tyle odwagi, żeby spróbować czegoś aż tak osobliwego. Jedną z dziwniejszych potraw, które spróbowaliśmy, były panierowane macki ośmiornicy nabite na drewniany patyczek niczym lody czy lizaki. Przekąska zdecydowanie lepsza, niż tajskie robaki… ;)
Okonomiyaki
Na koniec coś normalnego, pysznego, co tylko dziwnie brzmi i wygląda ;) A dla wszystkich wizytujących Japonię polecam je zarówno ja jak i Anita Demianowicz, której zostawię jego opis.
Nie jestem smakoszem dziwnych potraw i choć lubię próbować nowych rzeczy to w przypadku jedzenia nie lubię nadto eksperymentować. W moim podróżniczym menu nie znajdzie się więc grillowanych owadów czy gryzoni z pieca. Do najdziwniejszych potraw mogę jedynie zaliczyć okonomiyaki, czyli taką jakby japońską pizzę. W tłumaczeniu nazwa potrawy oznacza „smaż, co chcesz”. Okonomiyaki ma kształt pizzy czy też naleśnika. Jego bazę stanowią mąka, jajka oraz biała kapusta, a reszta składników zależy od upodobania kucharza. Wariantów jest wiele. Zwykle dodaje się japoński makaron, wodorosty, kalmary, tuńczyka, pieczarki, plastry boczku i smaży się na stalowej płycie, ewentualnie można na patelni, a na koniec polewa się sosem rybnym i majonezem.