Rok mniej więcej 2008. Krótka rozmowa. Dość obecnej pracy. Decyzja o rocznym wyjeździe do Tajlandii. Znalezienie pracy, poznanie kraju, ludzi, kultury. Powolne przygotowania. Przebudzenie. Pozwolenie na pracę, zarobki, trudno będzie spłacić kredyt, brak pewności. Rezygnacja. Jednak właśnie wtedy wiele się zaczęło. Tajlandia powracała a myśl o niej tliła się i rozwijała w mojej głowie. Sporo o niej czytałam. Tworzyłam trasę, wiedziałam co chcę i co warto zobaczyć. Jednak z roku na rok to przekładałam. A to za mało pieniędzy. A to nowa praca, brak urlopu. Jednak to wszystko to tylko wymówki. Tyle, że zrozumiałam to dopiero teraz. Wystarczyło się odważyć. Była noc. Jak to czasem mi się zdarza przeglądałam strony z biletami lotniczymi. Tak na wypadek, gdyby znalazło się coś ciekawego. I postanowiłam. Wystarczyło poczekać do rana. Tylko to czekanie trwało jak wieczność. Telefon do szefa. Zgoda na miesięczny urlop. Zakup biletów. Stało się. Odkładana od lat wyprawa do Tajlandii stała się faktem. Teraz wystarczyło się przygotować. Posprawdzać, poczytać. Żeby wiedzieć. To, co na pewno chcę zobaczyć.
Tajlandia to były najpiękniejsze wakacje w moim życiu. Zmieniły wiele. Zrozumiałam, że aby podróżować nie trzeba mieć mnóstwa pieniędzy, własnej firmy i niesamowitego szczęścia. Trzeba chcieć. I trzeba wierzyć. Wierzyć, że można. Bo czasem wystarczy spotkać odpowiednich ludzi, którzy własnym przykładem pokażą co jest możliwe. JEST możliwe.
Znalazłeś w tym artykule przydatne informację? A może czegoś Ci w nim zabrakło? Zostaw komentarz, Twoja opinia pomoże mi lepiej dostosować i rozwijać artykuły zawarte na blogu.
Chcesz na bieżąco wiedzieć co się ciekawego dzieje? Dołącz do fanów bloga na facebook’u