Spotkanie z przewodnikiem umówione mamy na 10, ale do Miśni musimy dojechać niecałe trzydzieści kilometrów z Drezna. Po drodze mijamy rosnące nad Łabą cudownie oszronione drzewa. Słońce oświetla je tak, że chce mi się krzyczeć, aby się zatrzymać. Do Łaby trzebaby kawałek dojść, nie ma nigdzie zatoczki, czas goni. W końcu udaje mi się wygrać z fotograficzną pokusą i jedziemy dalej. Gdy mym oczom ukazuje się oświetlony miśnieński zamek, moje oczy krzyczą, że drugi raz takiej okazji zignorować nie mogę. Zatrzymujemy się na przystanku autobusowym, a później jeszcze zawracamy na moście. Stojąca niedaleko policja prawdopodobnie nie wierzy własnym oczom, bo nie reaguje. Mam fotę, jedziemy. Najważniejszym miejscem na naszej liście jest Manufaktura Porcelany.
Miśnieńska Manufaktura Porcelany ma dość niesamowitą historię. W XVII wieku August II Mocny, Elektor Saksonii i Król Polski, szukał sposobu na produkcję złota, m.in. po to, aby sfinansować swoją wielką pasję – porcelanę. Wynaleziona w Chinach porcelana przypływała do Europy w niewielkich ilościach i kosztowała fortunę. August II był jej wielkim zbieraczem, odkupując m.in. 49 wazonów od króla Prus za pułk saksońskich dragonów.
W tym samym czasie w Berlinie aptekarz i alchemik Johann Friedrich Böttger chwalił się tym, że wie jak wytworzyć złoto metodą transmutacji metali. August skorzystał z okazji i zaprosił alchemika do siebie. Po kilku latach pracy Böttger nie stworzył co prawda złota, ale stworzył pierwszą poza Chinami porcelanę, która wówczas miała niemalże taką samą wartość. I tak 23 stycznia 1710 roku w Zamku Albrechta powstała Miśnieńska Manufaktura Porcelany, która – ze względu na położenie z dala od Drezna – miała pomóc chronić recepturę, a w której Böttger stał się więźniem swojego wynalazku i resztę życia spędził w tej osobliwej niewoli.

Saxonia to Saksońska Statua Wolności stworzona z okazji 25-lecia zjednoczenia Niemiec. Jej suknię tworzy 8000 porcelanowych kwiatków, a Saxonia jest największą na świecie wolnostojącą figurą z porcelany.
Od ponad 300 lat miśnieńska porcelana stanowi markę samą w sobie. Do dnia dzisiejszego wszystkie jej produkty wyrabiane są ręcznie, ręcznie są też ozdabiane. I choć nigdy nie uważałam się za miłośniczkę porcelany, zwłaszcza tej, którą bałabym się dotknąć, to wiedziałam, że muszę jej produkcję zobaczyć na własne oczy.
Pani Jadwiga, nasza przewodniczka, okazała się mieszkającą w Miśni od dawna Polką, która swoją pasją potrafiła zarazić każdego. Zazwyczaj przewodników unikam jak ognia. Nudne historyczne fakty, setki dat i dużo straconego czasu sprawia, że wolę poczytać przed wizytą a resztę zwiedzić we własnym tempie. Współpraca z regionem rządzi się jednak swoimi prawami i w związku z tym postanowiłam nie marudzić. I już po kilku minutach wiedziałam jak bardzo się myliłam. Godzinna wizyta minęła w mgnieniu oka. Biegłyśmy z miejsca na miejsce, poznając najciekawsze fakty, legendy i informacje, których ze świecą szukać w Internecie i opisach eksponatów. Dowiedziałam się jak powstawały tradycyjne miśnieńskie kolory, dlaczego pierwsza porcelana zdobiona była wyłącznie na niebiesko i zielono i jak wygląda cały proces produkcji. Zobaczyłyśmy najbardziej popularne i najtrudniejsze wzory, filiżanki, w których się zakochałam, i porcelanowe lalki, których wyraz twarzy był tak realistyczny, że trudno było uwierzyć, że stworzone są z porcelany i to bez udziału komputera. Każda lalka miała swoją historię, a jej wykonanie było o tyle trudne, że porcelana – podczas wyżarzania kurczy się nawet o 30%. Artysta musi więc dokładnie to przewidzieć i odpowiednio wszystko namalować.
Słowo artysta nie jest użyte tu z przypadku, bo Miśnieńska Manufaktura Porcelany zatrudnia przede wszystkim właśnie artystów. To oni nadają kształt „ciastu” składającego się z wydobywanej w okolicy – w najprawdopodobnie najmniejszej kopalni świata zatrudniającej jednego pracownika – glinki kaolinowej, skalenia i kwarcu. Zgrabnymi ruchami kształtują przyszłą zastawę czy figurki, aby kolejna osoba mogła je po wypaleniu ręcznie udekorować. Pierwsze wypalanie odbywa się w 950 stopniach, jeszcze przed pierwszą dekoracją. Następnie malowana jest ona farbami podszkliwnymi – przede wszystkim kolorem zielonym i niebieskim, które są najbardziej wytrzymałe na działanie wysokiej temperatury, na które „narażone” są podczas kolejnego wypalania w 1400 stopniach. Jednym z najważniejszych stosowanych wzorów jest wzór cebulowy, z którego Miśnia słynie. To także przed tym wypalaniem osobne fragmenty muszą być ze sobą odpowiednio połączone. W przypadku niektórych figurek jest ich nawet kilkadziesiąt.
Skurczona o 30% porcelana zmienia wtedy swój kolor na biały i może zostać ozdobiona farbami naszkliwnymi oraz złoceniem, które ponownie poddawane jest wypalaniu, tym razem w temperaturze „tylko” 900 stopni.
W Miśni o tym wszystkim (no może poza wypalaniem) można nie tylko poczytać i posłuchać, ale również zobaczyć na własne oczy. W specjalnie przygotowanych warsztatach przechodzi się od stanowiska do stanowiska, poznając po kolei procedurę tworzenia tych niezwykłych dzieł sztuki. Obserwując każdy krok, który prowadzi do jej ostatecznego kształtu bez problemu można zrozumieć dlaczego niektóre produkty osiągają astronomiczne ceny. Miśnia pozostaje jednak wierna 300-letniej tradycji i w dalszym ciągu tworzy nie tylko sztukę użytkową, ale też wspaniałe ozdoby. Dawniej niektóre z nich, jak chociażby wspomniane wcześniej figurki i lalki służyły podtrzymywaniu rozmowy przy stole. Różnego rodzaju figurki stawiało się w poszczególnych częściach stołu i mogły one służyć jako rozpoczęcie tematu dla siedzących obok siebie osób. Na stole mogło ich stać nawet ponad 100.
Swoje specjalne znaczenie miały również ozdoby filiżanek, które znajdowały się nie tylko na zewnątrz ale również na jej dnie. Celem było zapewnienie gości, że kawa czy herbata są odpowiednio przygotowane i odpowiednio mocne. Dno prześwitywało przez tzw. lurę i nie był to dobry znak dla gospodarza. Tutejsza kawiarnia, z opowieści znajomych, pozostawia wyłącznie dobre wrażenie – kulinarne i wzrokowe, bo wszystko podane jest – jakby nie było – na miśnieńskiej porcelanie. Ale my musiałyśmy już z bólem uciekać…
Zobacz też co warto zobaczyć w Dreźnie.
Informacje praktyczne
Kiedy warto pojechać do Miśni?
Od 25 marca 2017 II piętro muzeum mieni się nowym blaskiem, którego nam nie udało się zobaczyć. Wystawa „Miśnieńskie wariacje – od nocnika do wspaniałego serwisu” zachęca tytułem, a za nim kryją się ciekawe historie z dawnych i obecnych czasów z zakresu literatury, mody, muzyki i teatru. Ponoć zobaczyć będzie można nawet stół biesiadny samego Augusta II Mocnego!
21-22 kwietnia 2017 odbywają się Dni Otwartych Drzwi w Manufakturze MEISSEN. Wydarzenie to ma miejsce dwa razy do roku i zdecydowanie warto być tam właśnie wtedy. Zwiedzający mogą na własne oczy zobaczyć stanowiska pracy m.in. formierskiego toczka, modelera, retuszera i malarzy. Można odwiedzić również warsztat rekonstrukcyjny i dostać zniżkę na zakupy. Dzieci będą mogły samodzielnie spróbować modelowania (po raz kolejny pytam – dlaczego nie jestem już dzieckiem :( ) i wziąć udział w konkursie malowania w Szkole Rysunku. A co najważniejsze – za wstęp w te dni nie zapłacicie ani grosza!
Jak dojechać?
Z Drezna do Miśni dojechać można pociągiem podmiejskim S1. Z Berlina najtaniej do Drezna dostaniecie się FlexiBusem, ale oczywiście można też dojechać pociągiem. Bezpośrednio z Polski najwygodniej jest dojechać samochodem, skorzystać można też z BlaBlaCar.
Gdzie zjeść?
Na lunch lub podwieczorek można zostać w restauracji w Manufakturze. Jeżeli chcielibyście iść zwiedzić miasto warto odwiedzić Ratskeller Meissen. Koniecznie spróbujcie tam miśnieńskiego wina!
Ceny
HAUS MEISSEN – 9 Euro od osoby
Manufaktura i Zamek Albrechta – 14 Euro (dzieci w wieku 6-18 lat 7 Euro, a bilet rodzinny 30 Euro)
Zwiedzanie z przewodnikiem muzeum, warsztatu pokazowego i MEISSEN artCAMPUS – 60 euro (lub 90 euro w j. polskim) – cena dotyczy jednej grupy do 30 osób.
Artykuł powstał przy współpracy z Dresden Marketing oraz Miśnieńską Manufakturą Porcelany.