Pisałam już o tym, że mieszkałam i studiowałam w Berlinie? A o tym, że chciałabym napisać tu wreszcie o tym ukochanym przeze mnie mieście tutaj? To skoro o tym już pisałam to teraz napiszę coś więcej. Ale nie o tym. Zacznę od końca, czyli mojego ostatniego weekendu w stolicy Niemiec. I zaproszę Was do zobaczenia alternatywnej strony Berlina. Bez oglądania Reichtagu, muzeów i Sony Center. Dzisiaj zabiorę Was na Kreuzberg.
Choć mieszkałam w Berlinie sześć miesięcy to jakoś nigdy na dłużej się w tamte okolice nie zapuściłam. Owszem, wybrałam się 1 maja na obchody, które to właśnie tam się skupiają. Było dużo ludzi, dużo muzyki, dużo haseł. Były palone opony i palone śmietniki. Patrzyłam na to wszystko z ciekawością, poznając świat trochę alternatywny. Nie miałam jednak możliwości poznać wtedy tej dzielnicy „na co dzień”. Mieszkałam na zachodzie i na zachodzie spędzałam większość swojego czasu. Tak jak większość moich sąsiadów. Granice w Berlinie wciąż są żywe, mimo że od obalenia muru minęło już 25lat, i dopiero, gdy się je przekroczy, można zobaczyć, że warto.
Centrum niejedno ma imię
Centrum wschodniego Berlina jest Alexander Platz. Jedno z tych miejsc, po tej części – tym razem mentalnego- muru, który jest odwiedzany przez większość przybyszów. Jest zresztą niemal rzut kamieniem od popularnych atrakcji, takich jak Katedra czy Wyspa Muzeów. Co mam na myśli mówiąc o mentalnym murze? Mieszkając tam nie zdawałam sobie z tego sprawy. Wschód traktowało się czasem jako miejsce na imprezy, ale na zakupy czy „pokazywanie” miasta wybieraliśmy zachód. A jak jest teraz?
Przewodnik opowiedział nam historię znajomej. Dopiero w wieku 25 lat, co na Niemcy jest niesamowicie późnym wynikiem, dziewczyna postanowiła wyprowadzić się z domu. Pochodziła i mieszkała na zachodzie, tam „od zawsze” mieszkali jej rodzice. Matka z wielkim bólem, ale pogodziła się z faktem wyprowadzki. Do czasu, gdy dowiedziała się, że znalezione mieszkanie znajduje się po wschodniej części miasta. Miasta, które przecież teraz jest jednym. Dopiero po ogłoszeniu tej rewelacji nastąpiło to, czego dziewczyna spodziewała się na samym początku. Słów o opuszczeniu, zdradzie, braku wdzięczności.
Do dzisiaj ludzie z zachodu za centrum uważają Ku’damm i okolice; ludzie ze wschodu na zakupy chadzają właśnie na Alexander Platz. A dzisiejsze oficjalne centrum, Potsdamer Platz, odwiedzają głównie turyści.
Dziwna historia? Nie dla nas.
Aby obejrzeć jak najwięcej, mimo ograniczeń czasowych, na czterogodzinną wycieczkę wybrałyśmy się rowerami razem z przewodnikiem z Fat Tire. Tak się jednak złożyło, że rowery naszym pomysłem nie były, więc jak na Polki przystało trzeba było trochę ponarzekać. Bo to pewnie będzie ciężko, żmudnie i pogoda nie dopisze. No i pogoda postanowiła nie dopisać, ale cała reszta to wielkie pomówienia. Pewnie dzięki rowerom, które jakby same jechały.
Zaczęło się śmiesznie. Nasz przewodnik, aby sprawdzić nasze rowerowe umiejętności, kazał nam zrobić kilka kółek w okolicy. My, żeby się nie zmęczyć przedwcześnie (tak, wiem jak to brzmi ;) ), odmówiłyśmy po jednym mini-kółeczku. A później robiło się ciekawiej z minuty na minutę. Historia rozpoczęła się na chodniku jednego z blokowisk, które tak dobrze znamy z naszego własnego podwórka. Dowiedzieliśmy się trochę nie tylko o historii i przyczynach samego podziału, co mogłoby być opowieścią na osobny post, ale również o ludziach, którzy to miejsce zamieszkują, ich współczesnych problemach mieszkaniowych (bloki wykupywane są, tak jak nasze kamienice, przez prywatnych inwestorów, którzy tylko czekają, aż mieszkańcy umrą albo się z nich wyniosą) i życiu. Przejeżdżaliśmy przez miejsca, które wyglądają jak wycięte z rzeczywistości Poznania, Warszawy czy Wrocławia. Tyle, że oddziela je od nich kilkaset kilometrów.
Dość szybko przewodnik przekonał się, że to co turystom z innych krajów wydaje się dziwne i godne zapamiętania, dla nas jest zwykłym faktem i szarą rzeczywistością. Przekonał się, że przyjeżdżając z Polski poniekąd rozumiemy opowiadane przez niego historię lepiej niż on sam. I dlatego też kolejne punkty wycieczki skupiały się nie tyle na historii tego co było a na tym co jest. Jest czyje, dlaczego, jak i kiedy. Poznaliśmy historię Media Spree, twórców sztuki ulicznej, historie za nimi stojące. Zatrzymaliśmy się w lokalnych knajpkach i wybieraliśmy miejsce przy oknie, aby – tak jak u nas – martwić się o, pozostawione na ulicy, rowery.
„Zwiedzając” squaty
Dzięki temu, odbiegając trochę od standardowej trasy, odwiedziliśmy jeden z bardziej znanych squatów w Berlinie, Köpe 137. Miejsce, o które anarchiści walczyli latami, i które udało się zamienić w miejsce spotkań, knajpek, warsztatów. Zajrzeliśmy w okolice Tommy House. Budynek rzucający się w oczy przede wszystkim dzięki ogromnemu, zaangażowanemu politycznie i społecznie, muralowi, który jest kolejnym squatem. Walczącym o świat bez wojny i faszyzmu.
A później, już na pieszo, i na własną rękę, dotarłyśmy również w okolice Hackesche Hofe. W bramie, obok popularnych i dość eksluzywnych, podwórek (po niemiecku Hofe) kryje się alternatywny świat. Wszystkie ściany pokryte są graffiti i wlepkami, na tyle swoje miejsce znalazła kawiarnia, a całość można by fotografować godzinami. Nie zdziwiłabym się, gdyby tamtejsze mury okazały się najdokładniej obfotografowanym fragmentem Berlina.
Parkowe karaoke
Na zakończenie weekendu, po godzinie 14, trzeba jeszcze udać się do Mauerpark. Sam park i pchli targ jest już atrakcją czysto turystyczną, w negatywnym tego słowa znaczeniu, ale jest coś co każdy – zwłaszcza fan karaoke – zobaczyć powinien. W małym amfiteatrze odbywa się tam bowiem, co tydzień, prawdopodobnie największe karaoke na powietrzu. I, biorąc pod uwagę ilość zgromadzonych tam ludzi, zapewne jest co posłuchać. Być może któregoś dnia zaśpiewa tam nowa Whitney Houston.
Zrobiło się subiektywnie, więc obiektywny program weekendowy na zwiedzanie Berlina „po drugiej stronie” znajdziecie w kolejnym poście. Żeby Ci, którzy się tam wybierają, a nie chcą słuchać długich wynurzeń, znaleźli niezbędne infomacje, a Ci którzy nie chcą czytać „Berlina godzina po godzinie” mogli posłuchać wynurzeń ;)
Znalazłeś w tym artykule przydatne informację? A może czegoś Ci w nim zabrakło? Zostaw komentarz, Twoja opinia pomoże mi lepiej dostosować i rozwijać artykuły zawarte na blogu.
Chcesz na bieżąco wiedzieć co się ciekawego dzieje? Dołącz do fanów bloga na facebook’u