Miasto czerwonych latarni, coffee shop’ów, kanałów , tramwajów wodnych. Miejsce, w którym idąc ulicami nie należy bać się samochodów a rowerów. W piekarni obok chleba i bułeczek można czasem spotkać ciasteczka z odpowiednim dodatkiem, a do piwo zagryzać batoniki z pewnymi ziarenkami. I mimo powszechnego dostępu do marihuany holendrzy wcale a wcale nie wyglądają jakby chodzili na haju albo byli narkomanami. Zapraszam Was do Amsterdamu.
Amsterdam był przystankiem w samochodowej podróży do i przez Anglię. W drodze na ślub mojej siostry, razem z moim bratem, jego żoną i dwiema 15-letnimi ówczas córkami, planowaliśmy przez dwa tygodnie zwiedzić kawałek Holandii i Anglii właśnie. Niestety, wszystkie moje zdjęcia z tego wyjazdu zaginęły. Zachowały się jedynie te, które wrzuciłam na Facebook’a. Czasami nawe on może się przydać ;)
Cztery kółka w mieście rowerów
W centrum Amsterdamu samochodów jest niewiele. Parkingi są koszmarnie drogie, a główna komunikacja odbywa się rowerami. Przy dworcu kolejowym znajduje się ogromny parking. Wielopoziomowy, jak parkingi samochodowe na zachodzie czy przy naszych centrach handlowych. Ten był pełen rowerów. Były ich tysiące. Wypełniały każdu centrymetr garażu i jasno dawały do zrozumienia, że samochody nie są tu mile widziane. Zaparkowaliśmy dosłownie na pięć minut pod hostelem, stresując się czy aby nas nie shaczą. Ostatecznie samochód wylądował na jednym z wielu parkingów park&ride. Opcja bezpłatna zapewniała co prawda bezpłatne parkowanie, ale była całkowicie zapełniona. Parking obok był płatny, ale za to w cenie miał przejazd komunikacją miejską do centrum i swporotem dla wszystkich pasażerów. Wystarczyło 10 minut, żeby cieszyć się spokojem niezmąconym troską o samochód. W samochodzie lubię wolność, to, że mogę dojechać nim wszędzie (no prawie). Nie lubię tego, że trzeba go gdzieś zaparkować, szukać miejsca, płacić.

Parking rowerowy w centrum Amsterdamu.
Źródło: Wikipedia (http://nl.wikipedia.org/wiki/Fietsflat#mediaviewer/File:Bicycle_parking_lot.jpg)
W mieście jest dużo rowerów, dużo ludzi i dużo turystów. Mieszkańca od turysty można w najprostszy sposób (choć z oczywistych względów sprawdzający się tylko w 99%) odróżnić sposobem poruszania się, w którym dwie nogi zastąpione są dwoma kółkami. Skalę rowerowego szaleństwa niech opisze fakt, że rocznie w mieście zostaje skradzionych około 80 000 rowerów, a 25 000 wpada do kanałów. Bo kanałów w Amsterdamie też jest mnóstwo, czasem miałam wręcz wrażenie, że tyle (jak nie więcej) co ulic. Na głównej ulicy wiodącej z Dworca Kolejowego tłum. Ciężko jest zrobić dobre zdjęcie, co chwilę ktoś wchodzi w kadr. Zaraz przy dworcu jest też przystanek tramwaju wodnego. I liczne kawiarnie, coffee shopy i knajpki. Z frytkami belgijskimi na przykład. Tylko one tam się chyba frytkami holenderskimi nazywają, o ile czegoś nie pomyliłam. Wyglądają tak samo.
Rowerem, pieszo, na wodzie.
Zwiedzać Amsterdam można na różne sposoby. Rowerem, pieszo, na wodzie. Jeśli rowerem to najlepiej z kaskiem i tylko wtedy, jeśli na dwóch kółkach czujemy się pewnie. Na wodzie można korzystać z tramwaju wodnego, wodnej taksówki albo wodnych wycieczek po mieście. W tych ostatnich w cenie biletu opowiedzą nam historię i zwrócą uwagę na najważniejsze miejsca. Nawet jeśli wybierzemy dwie pierwsze opcje to z perspektywy wody miasto trzeba poznać koniecznie, chociażby przez godzinkę czy dwie. Z innej perspektywy miasto nabiera innych kolorów, kanały są jednym z naistotniejszych jego elementów, a do datkowo pozwalają zaglądnąć do jednej z mieszkalnych barek. Barki, które holandia kilka lat temu wysłała polskim powodzianom zostały uznane za niegodne człowieka baraki. W Holandii takie mieszkanie na barce często dorównuje a nawet przekracza wartość „tradycyjnej” nieruchomości. I daje wolność, którą wiele ludzi sobie ceni.
Amsterdam to muzea.
Jest Dom Rembrandta, Muzeum Narodowe (Rijksmuseum), Żydowskie czy Historii. Ale obok standardowych propozycji można tu znaleźć takie, których ze świecą można szukać w innych częściach Starego Kontynentu. Jest tu więc Muzeum Seksu, Muzeum Biblii, Muzeum Haszyszu, Marihuany i Konopi, czy też Muzeum Łodzi Mieszkalnych. Ceny biletów wstępu nie należą do niskich, ale można znaleźć łączone oferty, dzięki którym odwiedzimy kilka muzeów w obniżonych cenach.
Amsterdam to targi.
WAmsterdamie znajduje się najstarsza na świecie giełda, która należy do najbardziej wpływowych na świecie. Jednak to tylko jedna z atrakcji. Są tu jedyne targi marihuany na świecie. Jest targ kwiatowy. W okolicach targu kwiatowego można znaleźć piwnice, które od podłogi po sufit zastawione są serami, które można degustować dowoli. Nieopodal jest też najstarsza szlifiernia diamentów. Taki perełek, często z przedrostkiem „naj” jest tu dużo. I dlatego, poza przygotowaniem się z tego co „trzeba” i „warto” warto też pokręcić się po uliczkach, zgubić w zakamarkach i porozmawiać z miejscowymi, bo tylko tak odkryjemy miejsca, które przewodniku uznały za nieatrakcyjne.
Kościoły
Kościoły to taki standardowy element wyposażenia miasta. Zazwyczaj cieszą się ciekawą architekturą, mają bogatą historię i warto je zobaczyć. Nawet w takim kraju jak Holandia. Do najważniejszych należą Oude Kerk (Stary Kościół), Nieuwe Kerk (Nowy Kościół) oraz Westerkerk (Kościół Zachodni).
Ten pierwszy powstał w XIII wieku i mieści nie tylko carillion składający się z 47 dzwonów, ale również organy uznawane za najlepsze w Holandii. Do roku 1865 grzebano w nim zmarłych, można tam więc znaleźć 2500 grobów, w których pochowano 10 000 mieszkańców Amsterdamu. Wśród nich znajduje się Kiliaen van Rensselaer, założyciel Nowego Jorku (ówczesnego Nowego Amsterdamu). Warte uwagi jest moim zdaniem to, że kościół ten znajduje się w Dzielnicy Czerwonych Latarni.
Nowy Kościół jest niewiele młodszy od swojego starszego odpowiednika. W zbudowany pierwotnie w XV wieku kościele nie odbywają się już msze i służy głównie jako wystaw i recitali organowych. Tu tutaj odbywa się koronacje władców Holandii oraz śluby rodziny królewskiej.
Wolność wyznania, wolność orientacji
Zaraz obok Westerkerk, Holenderskiego Kościoła, Reformowanego, znajduje się Homomonument. Pomnik upamiętniający osoby prześladowane ze względu na swoją orientację seksualną. Pomysł na jego powstanie pojawił się już w pierwszych latach po II Wojnie Światowej, a odsłonięty został – po wielu latach zbierania funduszy – w roku 1987. Sam pomnik składa się z trzech, oddalonych od siebie trójkątów, symbolizujących przeszłość (płaszczyzna), teraźniejszość (schody) i przyszłość (podium). Każdy z równobocznych trójkątów ma boki o długości 10m, a wraz z wypełniającą całość przestrzenią, tworzy większą figurę o boku 36 metrów. Kojarzona jest z ofiarami obozów faszystowskich ze względu na różowe trójkąty noszone przez osoby homoseksualne, jest jednak symbolem wszystkich, nie tylko prześladowanych w obozach.
Coś mocniejszego
Dla wielu osób Holandia to idealna okazja na spróbowanie (czasem po raz pierwszy) marihuany. Coffee shopy można znaleźć na każdej większej ulicy, a obsługa chętnie wtajemniczy niewtajemniczonych. To jednak zabawa nie dla każdego. Trzeba chcieć, trzeba lubić, a jak nie potrafi się człowiek zaciągnąć to do tego wyrzuca się pieniądze w błoto. Chyba, że mamy bogatą wyobraźnię… Będąc w Amsterdamie postanowiłam, że chcę spróbować. Nigdy jednak nie paliłam (i palić nie zamierzałam), więc zaciąganie było moją słabą stroną. Nie mówiąc o mojej rodzince, bądź co bądź 17-18 lat starszych. Po kilku minutach bratowa stwierdziła, że przestaje czuć stopy. Później nogi. Wyszliśmy, resztę skręta chowając do pojemniczka. Na zewnątrz, na ławeczce, w ciągu godziny doszła do „nie czuję rąk” i „nie czuję głowy”. Mogliśmy się tylko śmiać, ale bądź co bądź – jako, że totalnie nic nie czuliśmy – chcieliśmy przeczekać, żeby obecnym z nami dzieciom nie pokazać mamy w takim stanie J Po godzinie siedzenia bratowa doszła jako tako do siebie, a drugą część postanowiła podarować mojej siostrze. Na granicy jednak spanikowała, a za wyrzucenie „gdzieś głęboko” czekając na prom we Francji odpowiedzialną zrobiła mnie. Głęboko może nie było, ale było ekspresowo jak zobaczyłam zbliżającego się do mnie z celnikami psa… Nie o tym jednak miało być. Bo poza coffee shopami są też ciasteczka. Takie jak z piekarni, ale też batoniki, ze sklepu. Można usiąść przy zwykłym piwie, zagryzać chipsy i (ponoć) czuć się na haju. Do sprawdzenia indywidualnie. Nie potwierdzę, nie zaprzeczę ;)
Czerwone latarnie
Dzielnica czerwonych latarni swój kolor zyskała tak naprawdę nie ze względu na latarnie, ale kolor witryn, które są mini apartamentami, wynajmowanymi przez prostytutki, w celach zarobkowych. W sezonie główne jej ulice zamieniają się w potok ludzi, przez który ginie jej klimat. Przez rzekę ludzi, przez którą trudno jest nawet przejść, przeciskają się co jakiś czas śmieciarki. Za dnia jest tu niemal pusto, a idąc bez mapy trudno jest zorientować się, że to właśnie ta ulica jest „świątynią rozpusty”.
Miasto klimatu
Do Amsterdamy warto pojechać nie ze względu na coffee shopy, czerwone latarnie, tramwaje wodne i dzielnicę gejowską. To co Amsterdam oferuje najważniejszego to jego niesamowita atmosfera. Mix tego wszystkiego co czyni to miasto unikalnym. Rowery, kanały, taksówki wodne, ludzie z całego świata, mix kultur i ich wpływów, turyści i lokalsi, wolność, zrozumienie. Piękna architektura, muzea, których zwiedzanie mogłoby zająć tygodnie, restauracje z kuchnią z całego świata, otwarci ludzie. Atmosfera, dla której warto zostać tu chwilę dłużej i ją poczuć. Atmosferę, o której się pamięta, a która wydaje się nierzeczywista już chwilę po opuszczeniu miasta.
Informacje praktyczne
Noclegi
W mieście jest sporo ciekawych, designerskich, hosteli, których ceny zaczynają się już od kilkunastu euro. Jeśli mamy ciężkie walizki warto poszukać informacji wcześniej, ponieważ wiele tutejszych budynków charakteryzuje się bardzo wąskimi i stromymi schodami, które prowadzą do właściwych pomieszczeń.
W mieście całkiem dobrze funkcjonuje również Airbnb oraz Couchsurfing. Jest też wiele hoteli o różnych standardzie.
Transport
Do Amsterdamu najlepiej dostać się samolotem. Z lotniska Schiphol do centrum można się łatwo dostać pociągiem. Autobusy z Polski są rozwiązaniem wolnym, a nie zawsze najtańszym.
Po mieście można poruszać się pieszo (do najważniejszych miejsc w centrum jest stosunkowo blisko), rowerem, albo wodą.
Z tramwaju wodnego (IJ, operowanego przez miejskie przedsiębiostwo komunikacji) można na wielu trasach korzystać bezpłatnie. Więcej informacji można znaleźć tutaj.
Na przystaniach (głowna znajduje się przed wejściem do centralnego dworca kolejowego) znaleźć można również tramwaje wycieczkowe (za godzinną wycieczkę płaci się od kilkunastu euro) a także taskówki, którymi możemy popłynąć tam gdzie chcemy, a kierowcy są jednocześnie przewodnikami.
Znalazłeś w tym artykule przydatne informację? A może czegoś Ci w nim zabrakło? Zostaw komentarz, Twoja opinia pomoże mi lepiej dostosować i rozwijać artykuły zawarte na blogu.
Chcesz na bieżąco wiedzieć co się ciekawego dzieje? Dołącz do fanów bloga na facebook’u.