Po zjeżdżeniu kolejnych japońskich miast potrzebowałam odskoczni. Już w USA przekonałam się, że to co dodaje mi energii to obcowanie z naturą. W pierwszej części podróży po Japonii padło jednak głównie na miasta. Osaka, Kioto, Kurashiki, Hiroshima. Koyasan było gdzieś w połowie. Jednak po dojechaniu do Matsumoto nie interesował mnie już ani jeden z najpiękniejszych japońskich zamków ani inne jego atrakcje. W informacji turystycznej znalazłąm ulotkę z pięknymi okolicznościami przyrody na okładce, wypytałam jak tam dojechać i już miałam plan na kolejny dzień.
Kamikochi to dość droga wyprawa. Nawet z JR Pass’em trzeba wydać sporo, aby dotrzeć na miejsce. Można pojechać pociągiem i później kupić bilet na autobus. Można też kupić całodniowy bilet i tylko pilnować, aby wsiąść do odpowiedniego środka transportu. Opcja zazwyczaj i prostsza i tańsza. Nie udało mi się jednak wstać o świcie, a tego wymagał dojazd bezpośrednim autobusem. Kilkugodzinny dojazd sprawił, że na miejscu zlądowałam w południe a trekking rozpoczęłam od lunchu. Wyobrażałam sobie dzikie ścieżki, brak prowiantu, jakieś podejścia. Jednak szybki udon sprawił, że można było iść w drogę.
Japońskie mapy są dziwne. Nie zawsze właściwie odzwierciedlają drogę, czasem pokazują coś „do góry nogami”. W Kamikochi mapa, którą miałam w ręku (a którą kupiłam w tamtejszej informacji turystycznej) różniła się nawet od tej, którą miałam przed oczami na tablicy. Chciałam iść niemal prosto, dojść do Mostu Kappa, skręcić w lewo i dojść do najpiękniejszych „łatwo dostępnych” miejsc okolicy. Most był jednak sporo z prawej, więc i drogę w prawo kontynuowałam. W końcu od dworca autobusowego mapa pokazywała, że dochodzi się do mostu i kontynuuje trasę w tym samym kierunku. Tak też zrobiłam.
Zanim jednak poszłam dalej postanowiłam obejrzeć sam most, który jest atrakcją samą w sobie. Most Kappa to najbardziej znany symbol Kamikochi, z którego widoczne są aż trzy ważne trzytysięczniki rejonu – Nishihotakadake, Okuhotakadake i Myojindake. Można też stąd czasem dostrzec dym unoszący się nad Yakedake, jednym z aktywnych wulkanów. Kappa to znany w Japonii stwór, który ponoć zamieszkiwał znajdującą się tutaj odchłań. Inna historia opowiada o wędrowcy, który przemierzał tutejszą rzekę, a po przyobleczeniu głowy przypominał Kappa. Prawdziwe pochodzenie nazwy mostu nie jest jednak znane.
Że idę w niewłaściwym kierunku zorientowałam się jakoś po trzech kilometrach. Widoki były przepiękne, więc oczko na mapie, które miało pokazywać „tu się zatrzymać i rozejrzyj dookoła” się zgadzały. Nie zgadzał mi się kształt drogi. I kierunek, z którego świeciło słońce, które wyszło w końcu zza chmur. Jednak bardzo fajna drewniana ścieżka, prowadząca nad mokradłami, cudowne widoki i przebyte trzy kilometry, postanowiły za mnie. To była najciekawsza część trekkingu. Kilka kilometrów dalej miała na mnie czekać nagroda – Myojin Pond.Ten położony u podnóży Alp Japońskich staw stanowi cudowne lustro dla swojego otoczenia. On sam składa się właściwie z dwóch stawów (większego i mniejszego) połączonych ze sobą. Ich źródłem są podziemne źródła wody, a okolica przypomina japoński ogród. Wrażenie to wzmacnia jeszcze dodatkowo znajdująca się przy brzegu Świątynia Wewnętrznej Zmiany, lasek bambusowy, naturalne skały i odbicie w wodzie góry Myojindake. Każdego roku, 8. października, w Świątyni Hotaka odbywa się festiwal, podczas którego na staw wypływają łódeczki udekorowane ozdobami z okresu Heian, a pielgrzymi modlą się o bezpieczeństwo w górach i pokój na świecie na cały rok.
Chciałam iść dalej. Odrobinę wyżej widoki były piękniejsze, wrażenia bogatsze. Jednak zegarek i sugerowany czas pokonania trasy były nieubłagane. Trzeba było zawracać. Droga powrotna była nudna. Poszłam drugą stroną rzeki, licząc na nowe widoki. Dostałam ścieżkę i las. I jeszcze trochę lasu. Gdy już wróciłam do Mostu Kappa, miałam niedosyt. Postanowiłam pójść w tym właściwym kierunku. Godzinka drogi w jedną, godzinka spowrotem. Tylko mi się godziny zachodu słońca pomyliły. Jak już dochodziłam do Taisho Pond, robiło się ciemno. Emocji dodawał znak sugerujący niewchodzenie na teren po zmroku i optymistyczna informacja, że niecałe dwa tygodnie wcześniej widziano tu niedźwiedzia. Miałam okazję zobaczyć misia. Mojego pierwszego! Nie miałam tylko pewności czy mam na to ochotę. Przyśpieszyłam.
Stawy Tashiro i Taisho mnie rozczarowały. Dochodząc do Tashiro Pond nie byłam pewna czy znalazłam właściwe miejsce. Cudowne zdjęcia na mapce zastąpione zostały nijakim stawkiem z niewielką ilością wody. Była pora sucha. Najwyższy poziom wody jest tu po zimie, gdy ta spływa z gór. Nie było pięknie odbijających się w tafli gór, nie było kwitnących kwiatów. To właśnie tutaj w lecie kwitną cudowne azalie (Rhododendron japonicum) oraz ciekawa wełnianka, które późną jesienią pokrywane są równie pięknie wyglądającym szronem. Tashiro nigdy też nie zamarza. Wypływające spod ziemi źródła sprawiają, że zima z nim nie wygrywa. Staw przegrywa jednak powoli z erozją, a niektóre jego części coraz częściej zamieniają się w mokradła pokryte opadającymi liśćmi.
Urok Taisho Pond psuł z kolei… hałas. Na jeziorze odbywają się jakieś prace, działają maszyny, rozwinięte są rury. W okolicy swoją siedzibę ma Ministerstwo Gruntów, Infrastruktury i Transportu, a dokładniej jego biuro walki z erozją. Być może ma to jakiś związek. Piękny więc krajobraz jeziora, powstałego po wybuchu wulkanu Yakedake 6 czerwca 1915, został trochę zepsuty i tym sposobem wcześniejsza pomyłka w trasie okazała się szczęśliwym zrządzeniem losu.
Już nie zawracałam. Mapa mówiła, że gdzieś tam powinien znajdywać się przystanek autobusowy. Chwila czekania, niepewności, jest. Ostatni tego dnia, bo poza sezonem. Kamikochi pozostawiło niedosyt i mnóstwo pięknych obrazów w głowie. Zdecydowanie jest moim numerem jeden z odwiedzonej Japonii i miejscem, do które chciałabym wrócić na dłużej. Wraz z kilkoma innymi miejscami w okolicy.
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Dojazd
Do Kamikochi najłatwiej jest dojechać z Matsumoto, choć stosunkowo prosto można się tu też dostać z Takayama. Pociągi z Matsumoto do Shin-Shimashima odjeżdżają co około 45 minut, zaczynając przed 5 rano i kończąc około 16. W Shin-Shimashima należy przesiąść się na autobus, który jest skomunikowany zgodnie z czasem przyjazdu pociągu. Przejazd pociągiem trwa około 25 minut, a dalsza trasa autobusem 65 minut. Całość można pokonać na jednym bilecie.
Autobusy z Kamikochi odjeżdżają pomiędzy 8 a 18, a ostatni z nich dojeżdża do Matsumoto o 19:54. Z i do autobusu można również wsiąść/ wysiąść na stacjach pośrednich i kontynuując trasę kolejnym autobusem. Po drodze przejeżdża się przez piękne okolice oraz tamę, którą warto zobaczyć.
W Kamikochi obowiązuje całkowity zakaz poruszania się prywatnymi pojazdami. Na trasie jest z kolei wiele parkingów w pobliżu przystanków autobusowych.
Aby do Kamikochi dostać się z Takayama należy jechać linią Hirayu Onsen z dworca Nohi do miejscowości Hirayu Onsen (czas przejazdu około 60 minut). Z Hirayu Onsen autobusem dojedziemy do Kamikochi. Tutaj również istnieje możliwość kupienia biletu łączonego, powrotnego.
Co warto zobaczyć?
Kamikochi to doskonałe miejsce wypadowe na dłuższe trekkingi. Trasy zaczynają się od łatwych, kilkugodzinnych, a kończą na wielodniowych trekkingach połączonych ze wspinaczką. Sporo informacji można znaleźć na oficjalnej stronie Kamikochi.
W drodze powrotnej warto zatrzymać się w wyjątkowym onsenie znajdującym się w jaskini. Wysiadając na przystanku Nakanoyu, zaraz za tunelem Kama, należy szukać odpowiednich oznaczeń. Za opłatą otrzymuje się klucze i można sam na sam spędzić wyjątkowe chwile kopiąc się w gorących źródłach. Przyjemność nie dla klaustrofobików.
O czym warto wiedzieć?
Na trasie najbardziej popularnych tras w Kamikochi znajduje się wiele sklepików. W nich znaleźć można pamiątki, informacje i przedmioty mniej lub bardziej potrzebne. Popularne są tu gwizdki na niedźwiedzie i wielu turystów je kupuje. Być może niegłupi pomysł biorąc pod uwagę znaki z informacjami ile tygodni temu był w danym miejscu widziany niedźwiedź.
Restauracja oraz stoiska z przekąskami znajdują się zaraz przy dworcu autobusowym.
Na terenie Kamikochi nie ma koszów na śmieci, a wszystkie odpadki należy zabrać ze sobą. Za pozostawienie śmieci na miejscu czeka nas spora kara.
Więcej informacji na temat cen znajdziesz tutaj.
Znalazłeś w tym artykule przydatne informację? A może czegoś Ci w nim zabrakło? Zostaw komentarz, Twoja opinia pomoże mi lepiej dostosować i rozwijać artykuły zawarte na blogu.
Chcesz na bieżąco wiedzieć co się ciekawego dzieje? Dołącz do fanów Not Just the Dreams na facebook’u.