Dookoła ludzie pytają o to jaka jest Japonia. I jedyne co potrafię na szybko odpowiedzieć to, że jest dziwna. Pozytywnie dziwna.
Jechałam do Japonii z głową przepełnioną wiedzą powszechną. O Japońskiej młodzieży, która uwielbia się przebierać. O ludziach w każdym wieku zakochanych w Hello Kitty. O jedzeniu, które zawsze zawiera ryby. O szybkich pociągach, o słabej znajomości angielskiego, o uprzejmości, o drożyźnie i o washlet’ach. Miałam też wiedzę książkowo – kulturowo – doświadczeniową. To przez Japonkę poznaną wiele lat temu moją głowę zaprzątała Japonia. Japończyk, z którym studiowałam w Berlinie ledwo mówił po angielsku i był niesamowicie nieśmiały. Książki mówiły o etykiecie, istocie hierarchi, wieku i różnych aspektach kulturowych, których Europejczyk ani nie spamięta ani nie zrozumie. Można więc powiedzieć, że byłam przygotowana.
Przygotowana na to, że od pierwszego momentu na pewno coś mnie zaskoczy. Nie musiałam długo czekać. Na lotnisku odebrałam bagaż, zostawiłam odciski palców i odebrałam pieczątkę. Drogę na pociąg nie trudno było znaleźć, ale po drodze ruchome schody zaczęły do mnie gadać. Znały nawet angielski. Była informacja turystyczna i wielka tablica z rozkładem jazdy. Po japońsku. Super drogi bilet do centrum i pierwsze kulturowe zaskoczenie. Poniższa lista to tylko moje spostrzeżenia. Rzeczy, które mnie zaskoczyły, które mi się podobały. To nie jest wykaz prawd objawionych, wyznacznik kultury Japońskiej. Raczej moje przemyślenia i to co być może tylko mi się wydaje.
Uprzejmość
To nie tak, że uprzejmość mnie zaskoczyła. Przecież o niej czytałam. Zaskoczył mnie konduktor. Wszedł do wagonu i się ukłonił. Przeszedł do końca, odwrócił się, ukłonił. Wyszedł z wagonu, w kolejnym się ukłonił. W końcu wrócił do naszego. Wszedł, ukłonił się, przeszedł, odwrócił, ukłonił. Delikatnie, z powagą, z szacunkiem. Oficjalnie byłam w szoku.
Później były sklepy. Nie wiem jak Wy, ale nieziemsko wkurza mnie sklepowa ignorancja. Wchodzisz, sterczysz przy kasie, po minucie z łaską ktoś odzywa się z zaplecza, że za chwilę. Bo układa, bo pali, bo czyta. Japonia jest rajem. Wchodzisz do sklepu, kupujesz. Nie zdążysz dojść do kasy a obsługa już biegnie, informując po drodze, że przeprasza, że dopiero idzie. Z uśmiechem, uprzejmie, ekspresowo.
Dla turystów taniej
Pierwsza była Rosja. W pobliżu kas i atracji turystycznych miałam zakaz wypowiadania się. Bo cennik był prosty. Cena Y dla miejscowych, 3xY dla pre-baltici (czyli Litwa, Łotwa, Estonia), 10xY dla reszty. Ojca rosyjski wydał się kasjerce podejrzany tylko w jednym miejscu, raczej w sumie przez czapeczkę z angielskim napisem niż sam akcent, zapłaciliśmy więc potrójnie. Póki byłam cicho, byliśmy bezpieczni. Później była szeroko rozumiana Azja, a przede wszystkim Sri Lanka, która w zdzieraniu z turystów doszła do perfekcji. Tam turyści w obiektach UNESCO płacili nawet 75 razy więcej niż lokalsi. I była Japonia. Kraj, który dla turystów obniża ceny. Jest JR Pass wyłącznie dla obcokrajowców, są liczne pass’y jedno i wielodniowe, ułatwiające tańsze zwiedzanie. Są wreszcie promocje, w których za pokazaniem paszportu można dostać zniżkę. Ot, taki chwyt marketingowy najdroższego ponoć do zwiedzania państwa świata.
Bez śmieci
W Japonii nie ma śmietników. Czasami trzeba na nie polować godzinami. Potrafiłam zjeść onigiri w jednym mieście, przejechać pociągiem, zwiedzić kolejne miejsce, znów wsiąść do pociągu i przez cały ten czas nosić przy sobie papierek. Czasem trzeba szukać combini, czasem być po właściwej stronie wagonu, czasem po prostu mieć szczęście. Wyobraź sobie, że w Polsce nie ma śmietników. Nawet jak są to i tak dookoła walają się śmieci. Otóż w Japonii śmieci nie ma. Nie uświadczysz nawet papierka. Udało im się coś, co nie udało się nigdzie indziej na świecie. Tajemnicy nie poznam, choć wpadłam na pewne podejrzenia, gdy upadł mi papierek i zanim zdążyłam go podnieść kątek oka dostrzegłam zmaterializowanego obok policjanta. Policjanta, którego tam wcześniej nie było.
Pociągi
Kto nie słyszał o super szybkich i super drogich japońskich pociągach? O tym, że zawsze są na czas, a średnia roczna opóźnień to kilka sekund? Potwierdzam. I podejrzewam, że nawet szwajcarskie zegarki nie są tak punktualne. Choć i tam można mieć pecha. Na przykład ostatniego dnia jadąc pociągiem na lotnisko. Na ostatnią chwilę, najpierw goniąc uciekający autobus, później czekając w kolejne do kolejnego, a na końcu trafiając na jedyny chyba japoński pociąg, który akurat stał pół godziny w polu.
Jedzenie
Jedzenie w Japonii jest nie tylko świeże i pyszne. Japończycy mają na jego punkcie świra. Bez względu na to czy idziesz do drogiej restauracji, taniej spelunki czy kupujesz pudełko na wynos. Wszystko jest idealnie podane, pięknie przyozdobione i wyglądające tak, że żal je zjadać. I to bez względu na to czy jest to kulka ryżu, glonów, kawałek ryby czy zupa miso.
Słodycze
Jeśli komuś się wydawało, że Japońskie jedzenie to tylko ryby i glony ten jest w błędzie. W Japonii może i trudno jest znaleźć restaurację sushi, ale o cukiernię nigdy nie jest trudno. Niemal każde miasteczko ma swoją specjalność. Czy to ciasteczka z Miyajima, czy też rybki z Kurashiki. Wszędzie też znajdziesz ze słodyczami sklepik. I nie byle to jaki sklepik. Nic nie leży tam rzucone w kupce. Wszystko jest pięknie ułożone, kolorowe, estetyczne. Na półkach królują opakowania ze słodyczami na wynos, a na samej ich górze obowiązkowo pudełeczko pokazowe. W przekroju.
Jedzenie na pokaz
Znowu o jedzeniu, już po raz ostatni. Choć japońskie znaczki mogą przerażać, a słaby angielski w restauracjach budzić przestrach, nie ma się czego bać. Niemal wszędzie na pomoc nam przyjdzie witryna przy wejściu. Bez względu na to czy stoimi akurat koło budki z naleśnikami, w kolejce do restauracji sushi czy czekamy na okonomiyaki. Za szybą prawie zawsze znajdziemy plastikowe odzwierciedlenie oczekujących na nas potraw. A jeśli z jakiegoś powodu modeli nie ma to prawie zawsze możemy liczyć na zdjęcie. Nie dla turystów, nie na pokaz. To co zamówimy będzie wyglądać praktycznie tak samo. Po prostu w Japonii wszystko musi wyglądać idealnie.
Onseny i gorące łaźnie
Wraz z podróżami staję się chyba bardziej… otwarta. Po tym jak nie chcąc wyjść na głupca szybko uciekłam z Tbiliskiej łaźni, w Japonii już znikąd nie uciekałam. Oglądając zdjęcia i słuchając historii szukałam Onsenu idealnego. Z zewnętrznymi basenami, unoszącą się parą i widokiem na góry. Szukałam jednak bezskutecznie, szwendając się goło po okolicznych łaźniach. Bo w oczach informacji turystycznej i ulotek wszystko jest piękne, takie właśnie wyjątkowe. Wlekłam się więc po nocach autobusami, zwiedzałam miejskie onseny w Osace, a na końcu chwaliłam ten niesamowity wynalazek w świątyni w Koyasan, w której po 10 minutach buszowania w Internecie byłam bliska zamarznięcia. Bo onseny i łaźnie stworzone zostały po to, aby ogrzać. W zimnych japońskich domach, gdzie ściany są cienkie, a jedynym źródłem ciepła jest często mały grzejniczek pod stołem w salonie, taka kąpiel jest darem, a japońska kąpiel ceremoniałem.
Prezenty
Japończyk czuje potrzebę odwdzięczenia się. Choć przyjmuje i gości to nie oczekuje prezentu. Jeśli go dostanie, koniecznym jest, aby odpowiedział. I tak ja, za gościnę w domu, przywiozłam drobiazgi z Polski. W zamian dostałam zaproszenie do restauracji Sushi. Aby się odwdzięczyć kupiłam słodycze, a w zamian dostałam paczkę herbaty. A później biegłam na pociąg i konkurencję o prezent przegrałam. Nie jedyną zresztą, bo Japończycy w rewanżowaniu się prawdopodobnie są mistrzami.
Wiele było tych zaskoczeń. Każdego dnia. Wiele też się nauczyłam. Że warto czytać i się uczyć, ale też dać się zaskakiwać. Nie zaczynać dnia z pewnością, że wszystko już wiemy. Obserwować, zapisywać i analizować. A później wyniki tej analizy schować do szufladki i uczyć się dalej. Bo jeśli komuś wydaje się, że wie już wszystko, koniecznie powinien odwiedzić Japonię. Bo Japonia jest inna. Jest dziwna. Po prostu, pozytywnie, inaczej.
*Wszystkie spostrzeżenia pochodzą z trzytygodniowego pobytu w kraju wiśni. Osoby, które poczuły się urażone moją ignorancją, proszone są o wyrozumiałość. Sporo nauki przede mną :)
** Młodzieży w dziwnych strojach nie widziałam, dziwne stroje były tylko w witrynach sklepowych. Hello Kitty zdecydowanie więcej jest w Tajlandii, a z angielskim nie było tak źle. Choć sprawdziła się informacja, że język migowy w dziwny sposób w Japonii nie działa.
Znalazłeś w tym artykule przydatne informację? A może czegoś Ci w nim zabrakło? Zostaw komentarz, Twoja opinia pomoże mi lepiej dostosować i rozwijać artykuły zawarte na blogu.
Chcesz na bieżąco wiedzieć co się ciekawego dzieje? Dołącz do fanów bloga na facebook’u.